wtorek, 2 lipca 2013

Ramoth do Kenway'a

Mam pokazać co potrafię? Proszę bardzo. Uderzyłam mocno skrzydłami, lecąc coraz wyżej i wyżej. Na rozgrzewkę zrobiłam kilka beczek i śrub. Cały czas moja odległość od ziemi się zwiększała. Gdy już byłam na dogodnej dla mnie wysokości, ryknęłam ogłuszająco i złożyłam skrzydła. Zaczęłam pikować. Leciałam coraz szybciej i szybciej. Minęłam Kenway'a nie zwalniając. Ziemia zbliżała się do mnie w oszałamiającym tempie, jednak nic sobie z tego nie robiłam. Byłam pewna siebie. 10 metrów...9...6...3..., już za mało, żeby wzlecieć w górę. Pewne szanse na spotkanie z łamiącą kości ziemią, lecz nie dla mnie. 2 metry ... wskoczyłam w "pomiędzy". Zanurzyłam się w zimno i ciemność. 1...2...3... Wynurzyłam się kilka metrów przed Kenway'em. Smok cały czas patrzył za mną w dół, więc nie zauważył mnie. Zrobił to dopiero wtedy, gdy zapikowałam zaraz przed jego nosem. Minę miał the best! Ale nie chciałam zakończyć na tym pokazu. Znowu zaczęłam lecieć do góry, tym razem prawie pionowo. Po chwili przyłożyłam skrzydła do boków. Pikując zaczęłam obracać się wokół własnej osi, a zaraz po tym otwarłam pysk, z którego buchnął oślepiający strumień ognia. Płomienie lizały mnie po łuskach, nie wyrządzając mi żadnej szkody. Otaczał mnie kokon ognia. Z zewnątrz wyglądało ta jak spadająca, wielka ognista strzała. Gdy ziemia była już niebezpiecznie blisko, zamknęłam pysk, wyrównałam na chwilę lot, a potem zrównałam się z Kenwayem. Uśmiechnęłam się do niego złośliwie.
-I co?- spytałam.

<Kenway?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz