wtorek, 2 lipca 2013

Bloowen

Bloowen odchodzi z powodu braku czasu...

Karou do Bloowen i Rika


Z Bloowen na szczęście było wszystko ok. Nie była może jak nowo narodzona, ale po paru dniach odpoczynku będzie pewnie tak się czuła. Na razie zanieśliśmy ją z Rikiem do tej nowej Daainerys, żeby się nią zajęła. Podobno zna się na rzeczach, więc myślę że Bloowen jest w dobrych rękach. Nie miałam za bardzo nic do roboty: poleciałam nad Tęczową Rzekę, później pospacerowałam w okolicach Lodowca, ale nie działo się nic specjalnego. Nagle usłyszałam jakieś dźwięki. Wydawało mi się, że widzę cienie smoków w tej całej śnieżycy która panowała na górze. Miałam już wrócić do swojej jaskini, kiedy nagle coś mi podpowiedziało, że powinnam sprawdzić, czy nic się nie dzieje przy granicach. Przez chwilę wahałam się, ale w końcu stwierdziłam, że i tak jestem na tyle blisko, że nie zrobi mi to żadnej różnicy. Leciałam nisko aby nie zostać zauważona przez potencjalnych wrogów czy czymkolwiek byli, chyba że ich jednak nie było. Gdy zbliżyłam się do granic od strony lodowca postanowiłam włączyć moją przezroczystość, dzięki której całkowicie wtapiałam się w otoczenie.. Teraz już tylko szłam lekkim krokiem aby nie pozostawić śladów na śniegu. W końcu, kilka kilometrów za granicami dostrzegłam cienie istot, których z powodu śnieżycy na początku nie mogłam określić, lecz po bliższym przyjrzeniu się im mogłam z łatwością stwierdzić, że to smoki- niestety. Było ich tam z 7 czy 8, wszystkie miały świecące ślepia, tak że nawet przez tą wichurę mogłam z łatwością ich wypatrzyć. Podeszłam jak najbliżej mogłam, ledwie kilka metrów od smoków, i skuliłam się za drzewem. Cały czas byłam jednak w takiej pozycji, że w każdej chwili mogłabym odepchnąć się od ziemi i stąd zwiać. Chciałam jednak podsłuchać ich rozmowę.
- Jest za wcześnie- powiedział czerwonooki.
- Ale jak to?- odezwał się młodszy, mniejszy smok z pomarańczowymi oczami.- Przecież wszyscy są gotowi, trzeba tylko dać sygnał i już.
- Nie.- odparł stanowczo czerwonooki.- Będą przygotowani. Trzeba uderzyć wtedy, kiedy będą się tego najmniej spodziewać.
- Czyli kiedy?- spytała, teraz zdecydowanie była to smoczyca, zielonooka.- Musimy wiedzieć i wszystkich poinformować.
- W czasie pełni.- odparł powoli czerwonooki.- Wtedy nasza moc osiąga najwyższy poziom.
- Czyli... pełnia...- mamrotał coś młody pomarańczowooki smok.- To.. to za cztery dni!
- Tak. Dlatego wszyscy muszą być gotów.- dorzuciła zielonooka.- A jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, te ziemie będą nasze.
Zmrużyłam oczy i zciągnęłam wargi ze złości, a z moich oczu niemalże poszły iskry. Wasze tereny? Po moim trupie.
- Robi się późno- zauważył fioletowooki smok, który stał wcześniej z tyłu. - Skoro dzisiaj nie atakujemy, to trzeba będzie wracać.
- Dobra, ruszamy się!- wykrzyknęła samica.- Wracamy do Fortecy, tam wszystko zostanie wam wyjaśnione.
Zaszeleściłam krzakiem.
Smoczyca to zauważyła.
Jako jedyna.
Smoki zaczęły wzbijać się w powietrze jeden za drugim, ale smoczyca cały czas była na ziemi.
- Nie idziesz z nami?- spytał czerwonooki.- Wiesz, że jeśli przyjdziesz za późno, to złoją ci skórę.
- Nie, już za wami lecę.- odparła.- Muszę tylko jeszcze coś sprawdzić.
- Jak tam sobie chcesz- powiedział potężny samiec, po czym uniósł się w powietrze. Z chwilą gdy smok zniknął w chmurach, z twarzy smoczycy zniknął spokojny wyraz twarzy, a pojawiło się przenikliwe, lodowate spojrzenie.
- Wiem, że gdzieś tu jesteś.- zaczęła.- Przede mną się nie schowasz...
Zaszeleściłam krzakami. Złapała przynętę.
Od razu rzuciła się w moją stronę, jednak była bardzo zaskoczona, kiedy okazało się, że niczego nie widzi. Odwróciła się. Teraz była moja szansa. Skoczyłam jej na plecy, a samica od razu zaczęła się turlać i szamotać. Wbiłam jej pazury w plecy, aby utrzymać się na niej i ugryzłam ją w kark, wstrzykując jej do ciała czarną, kleistą substancję. Smoczyca cała odrętwiała, a rana po ugryzieniu zaczęła się natychmiastowo goić. Samica była cała osłupiała. Pewnego rodzaju trucizna, którą wstrzyknęłam jej do żył pozwala mi na prawie całkowite przejęcie kontroli nad jej umysłem. Jest to po części powiązane z moją mocą wnikania do czyjegoś umysłu. Wytarłam buzię z mazi i schowałam się kilka drzew dalej, obserwując smoczycę. Po kilku sekundach otrząsnęła się, nie wiedząc za bardzo gdzie jest. Nie pamiętała nic z tego, co się właśnie stało. Ze zdziwieniem na twarzy otworzyła skrzydła, po czym wzbiła się w powietrze. 'Dziękuję ci, Thiaga. Zaprowadzisz mnie do tej waszej Fortecy Białego Ognia'- pomyślałam już po dokładnych oględzinach jej umysłu, po czym odbiłam się od ziemi i leciałam ile sił w skrzydłach, by poinformować Drake'a o tym, co się właśnie stało.

<Drake? :)>

Ramoth do Kenway'a

Mam pokazać co potrafię? Proszę bardzo. Uderzyłam mocno skrzydłami, lecąc coraz wyżej i wyżej. Na rozgrzewkę zrobiłam kilka beczek i śrub. Cały czas moja odległość od ziemi się zwiększała. Gdy już byłam na dogodnej dla mnie wysokości, ryknęłam ogłuszająco i złożyłam skrzydła. Zaczęłam pikować. Leciałam coraz szybciej i szybciej. Minęłam Kenway'a nie zwalniając. Ziemia zbliżała się do mnie w oszałamiającym tempie, jednak nic sobie z tego nie robiłam. Byłam pewna siebie. 10 metrów...9...6...3..., już za mało, żeby wzlecieć w górę. Pewne szanse na spotkanie z łamiącą kości ziemią, lecz nie dla mnie. 2 metry ... wskoczyłam w "pomiędzy". Zanurzyłam się w zimno i ciemność. 1...2...3... Wynurzyłam się kilka metrów przed Kenway'em. Smok cały czas patrzył za mną w dół, więc nie zauważył mnie. Zrobił to dopiero wtedy, gdy zapikowałam zaraz przed jego nosem. Minę miał the best! Ale nie chciałam zakończyć na tym pokazu. Znowu zaczęłam lecieć do góry, tym razem prawie pionowo. Po chwili przyłożyłam skrzydła do boków. Pikując zaczęłam obracać się wokół własnej osi, a zaraz po tym otwarłam pysk, z którego buchnął oślepiający strumień ognia. Płomienie lizały mnie po łuskach, nie wyrządzając mi żadnej szkody. Otaczał mnie kokon ognia. Z zewnątrz wyglądało ta jak spadająca, wielka ognista strzała. Gdy ziemia była już niebezpiecznie blisko, zamknęłam pysk, wyrównałam na chwilę lot, a potem zrównałam się z Kenwayem. Uśmiechnęłam się do niego złośliwie.
-I co?- spytałam.

<Kenway?>