sobota, 29 czerwca 2013

Kenway do Ramoth

-I co? Skończyłeś oględziny? Nie chcę być niegrzeczna, ale może byś wyszedł? Albo nie! Pokaż mi swoją jaskinię!- oznajmiła Ramoth. Popatrzyłem na nią podejrzliwie. Miała pewny siebie, stanowczy wyraz twarzy.
- Kiepski pomysł.- rzuciłem krótko.
- Hej, ja pokazałam ci swoją. Teraz twoja kolej- upierała się.
- Bo jak nie to co?- spytałem z nonszalanckim tonem w głosie i uśmieszkiem na ustach.
- Nie ma żadnego "bo jak nie". Masz mi pokazać swoją jaskinie, i to już!- wzburzyła się smoczyca. Jak ja uwielbiam bawić się nastrojem innych. Wystarczy ledwie kilka słów i gestów, by całkowicie zmienić nastrój smoka.
- Skoro tak ci na zależy... to mogę zrobić wyjątek- powiedziałem, po czym puściłem do niej oczko, co najwyraźniej jeszcze bardziej ją wkurzyło. Stanąłem na progu jaskini, otworzyłem skrzydła i wzbiłem sie w powietrze.
* * * * * * * * * * * *
Lecieliśmy tak już sporą chwilę, gdyż moja jaskinia znajdowała się zupełnie po drugiej stronie terenów Stada. Nagle Ramoth szturchnęła mnie lekko. Popatrzyłem na nią a ona poleciała w górę, zakręciła się i zaczeła spadać w dół, po czym zrobiła fikołka i znów leciałą obok mnie. Przyjąłem wyzwanie. Zacząłem lecieć coraz wyżej i wyżej, aż w końcu, gdy byłem już wystarczająco wysoko, przyłożyłem skrzydła do ciała i zapikowałem w dół. Spadałem coraz szybciej, aż w końcu, gdy byłem gdzieś na wysokości Ramoth, przekroczyłęm prędkość dźwięku, co wyglądało tak jakby piorun uderzył w ziemię. Po całym lesie rozległ się huk. Przy okazji zanurkowałem do jeziorka i wyleciałem robiąc śrubę w powietrzu, poi czym zrównałem z lot z Ramoth. Wyglądała na... lekko zaskoczoną. Szturchnąłem ją i spojrzałem na nią porozumiewawczo. Teraz twoja kolej.

<No, Ramoth, pokaz co potrafisz ;) >

Bloowen Do Rika i Karou


Czekaliśmy z Rikiem niecierpliwie na Karou. Czas się okropnie dłużył. Riko zamyślony patrzył na wejście do jaskini.
<< Co mi jest?>>-myślałam-<<Czy wogóle wyjdę z tego? Czy będę mogła latać? Czy przeżyję?>>
Po chwili zasnęłam. Obudziła mnie krzątanina. Karou wzięła jakieś rzeczy po czym coś zrobiła i wlała mi do ust. Połknęłam. Riko i Karou poatrzyli bezprzerwy na mnie. Czyżby to było to lekarstwo? Myślałam że się pomylili nic nie działało. Myliłam się. Po chwili poczułam się lepiej.


<Karou?>

Strigird do Drake'a

Popatrzyłam na niego z rozpaczą. Jak mam to zrobić? Ja przecież nie umiem!
Zaczęłam brać spokojne wdechy i wydechy . Skupiłam całą moją moc na wytworzeniu mgły... Zaczął powstawać nikły cień.. Ledwie mgiełka w porównaniu do ciemnej gęstej masy Alfy . Mgiełka nagle zaczęła migotać i zgasła. Próbowałam jeszcze kilka razy. Wszystko kończyło się tym samym. Byłam już mocno zirytowana, a moje łapy były poszarzałe, jakby miały zamiar bez reszty ciała zmienić się w Smoka Cienia.
-Spróbuj jeszcze raz... Jesteś jeszcze nienauczona by...
-Czego nienauczona? Czego?! - wrzasnęłam już z rozpaczą w tej samej chwili zmieniając się w Smoka Cienia i wzbijać w powietrze . Wkurzyłam się... Wokół zapanowały nieprzeniknione ciemności, nawet strach pośród bezgwiezdnej nocy wydawał się jaśniejszy i bardziej przyjazny od teraźniejszej materii wytworzonej przeze mnie .
-Od zawsze byłam popychadłem i nic nie umiejącym smokiem! Rodzice wyrzucili mnie z gniazda, przygarnął mnie smoczy shaman który i tak mnie wydał na banicję! Od zawsze nic nie umiem! Od zawsze czuę sie jak okaleczona i śmiertelnie chora! Od zawsze! - z każdym słowem mgła wydawała się ciemniejsza i gęstniejsza.. Nagle uśmwiadomiłam sobie, że moim powołaniem nie jest Cień, ale Światło. Opadłam z łoskotem na ziemię, zmieniłam się w formę Light, a mgła zniknęła.
-Przepraszam Cię, Drake... - wyjąkałam, spuszczając głowę, a szmaragdowozielona grzywka zasłoniła mi oczy, jak zwykłam to robić, gdy byłam smutna, lub nieśmiała. Drake podszedł do mnie i...

< Drake ? :3 Mam chorobę zera weny D: >

Balck Night do Drake

- Drake. Masz chwilę pogadać? - zapytałam alfę nerwowo.
- O co chodzi tym razem Black... - zapytał smok. - Znowu coś znalazłaś?
- Nie... Tym razem nie chodzi mi o to. Ale pomyślałam sobie...
- Tak?
- Czy mogłabym jakoś ,,zasłużyć" na bycie dowódcą wszystkich obrońców?
- Możliwe... Ale nie jestem co do tego przekonany...
- Drake. Zauważ, że mamy już pełno obrońców. Są zmieszani! Ktoś powinien ich doprowadzić do porządku!
- I masz na myśli siebie? - zażartował Drake.
- Emmm... TAK!
- Skoro jest DUŻO smoków pełniących tą funkcję to mam DUŻY wybór.
- Ale ja jako jedyna się zgłosiłam. - odpowiedziałam pewna siebie.
- Chwilowo. Zastanowię się....
- Dobra. Nie będę poganiać. Ale zastanów się porządnie Ktoś musi w końcu pełnić tą funkcję! A i przydałby się jeszcze dowódca dla myśliwych i szpiegów. I oczywiście główny dowódca.
- Dobrze Black. Dam sobie radę.
- Jak tam chcesz.
Wzruszyłam ramionami i odleciałam.

<Drake dokończysz? PS. Moją propozycją na takie funkcje są wybory przez resztę stada ;)>

czwartek, 27 czerwca 2013

Ramoth do Kenway'a

-Śmiało, częstuj się- powiedział z lekką arogancją w głosie.
Spojrzałam na niego podejrzliwie. Chciałam go rozgryźć, ale niestety nie potrafiłam. Obserwowałam go uważnie przez chwilę, a potem spojrzałam na truchło leżące prze mną. Wyglądało smakowicie. Pochyliłam się i wciągnęłam w nozdrza zapach świeżego mięsa. Zerknęłam szybko na Kenway'a i ugryzłam mały kawałek hipogryfa.
-I co? Żyjesz!- powiedział z cynizmem smok.
-Pewnie na twoje nieszczęście- odgryzłam się.
-Skądże przyszedł ci taki pomysł do głowy?- uśmiechnął się złośliwie.
Spojrzałam na niego z pogardą i wyplułam kawałek, który miałam w pysku pod jego nogi. Odwróciłam się potem do mojego śniadania i przysmażyłam go ogniem. Zabrałam się za jedzenie.
-Jak widzę lubisz gorące.
Nie odpowiedziałam. Kenway przyglądał mi się przez chwilę, a potem podszedł do hipogryfa i zaczął go jeść z drugiej strony. W końcu po zwierzaku została już tylko kupka kości.
-Smakowało?- spytał ze złośliwym uśmieszkiem, a potem puścił do mnie oczko.
Wkurzało mnie to: ten jego uśmiech, puszczanie oczek i przesadna pewność siebie.
-Co tak stoisz?- warknęłam.- Myślisz, że teraz zaproszę cię do swojej jaskini?
-Nie myślałem tak, ale skoro sama to zaproponowałaś...
-O nie!
-Cóż, za to śniadanie mógłbym przynajmniej dowiedzieć się gdzie mieszkasz...
Spiorunowałam go wzrokiem, ale splamiłabym swój honor, gdybym teraz odleciała. Dzięki niemu byłam syta, więc wypadało, skoro chce, pokazać mu tą jaskinię.
-No to chodź- powiedziałam ze złością i nie oglądając za siebie, skoczyłam w powietrze. Natychmiast przyspieszyłam. Po chwili Kenway zrównał się ze mną. Dobrze latał...ale to nie znaczyło, że lepiej ode mnie! Gdybym chciała, mogłabym go teraz zgubić, choćby wchodząc w "pomiędzy". Szybko odpędziłam od siebie tą myśl.
-Jesteśmy na miejscu- rzekłam lądując obok wejścia. Kenway natychmiast wleciał do środka, a ja szybko wpadłam za nim. Smok chodził od kąta do kąta skanując wszystko swoim zimnym wzrokiem.
-I co? Skończyłeś oględziny? Nie chcę być niegrzeczna, ale może byś wyszedł? Albo nie! Pokaż mi swoją jaskinię!

<Kenway? Kiepsko z weną >

środa, 26 czerwca 2013

Kenway do Ramoth


-Nie mam zamiaru tracić czasu- oznajmiła dumnym tonem.- A teraz, jeśli pozwolisz, opuszczę twoje wielmożne towarzystwo i zrobię coś pożytecznego, tzn. w końcu coś zjem, bo pewne osoby nie pozwoliły mi tego zrobić wcześniej.
-Czyżby?
Widziałem jak bardzo stara się mnie ignorować, i widziałem też jak dobrze jej to wychodziło. Otworzyła skrzydła, przygotowując się do lotu.
- Tylko nie połam sobie pazurków- rzuciłem, odwracając się do odejścia.
Słyszałem jak na dosłownie ułamek sekundy smoczyca zamiera, po czym odwraca się błyskawicznie, aby znaleźć się tuż przede mną. Ja w tym samym czasie odwróciłem się, i znów staliśmy naprzeciwko siebie.
- Coś ty powiedział?- wycedziła.
- Nie jesteś głucha, dobrze słyszałaś.- odparłem z nonszalanckim uśmiechem na ustach i pewnością w głosie.
- Jak ty... ty... jeszcze chwila, a normalnie...
- Hej, spokojnie, tylko bez nerwów!- powiedziałem i zaśmiałem się lekko, ale szczerze, rozbawiony całą sytuacją.- Chodź. Mam w lesie coś co ci się spodoba.
Odwróciłem się i ruszyłem przed siebie, ale po kilku krokach odwróciłem głowę i spojrzałem na smoczycę, która nie ruszyła się z miejsca.
- Mówiłaś coś o tym, że jesteś głodna?
Ramoth zmierzyła mnie wzrokiem, po czym uniosła brew.
- Naprawdę nie ma się czego bać... nie jestem taki zły na jakiego wyglądam- dodałem pełnym "litości" głosem, po czym puściłem do niej oczko.
Prychnęła, ale ruszyła za mną. Kiedy wreszcie dotarliśmy do lasu, odgarnąłem krzaki, a tam wciąż leżał martwy hipogryf, którego upolowałem jeszcze tego ranka. Ramoth podeszła bliżej niepewnie, prawdopodobnie wciąż nie wiedząc, czy mi zaufać czy nie.
- Śmiało, częstuj się.- powiedziałem lekką arogancją. Smoczyca wciąż patrzyła na mnie podejrzliwie.

,Ramoth? wciąż brak weny... >

Ramorh do Kren'a


Spojrzałam ze zdziwieniem i niepewnością na Krena. Jego łapa była cała biała i ten kolor szedł powoli po całym jego ciele.
-Nie dotknął cię przypadkiem jakiś duch?- spytałam przyglądając się zjawisku.
-Nie! Znaczy, może, nie wiem! Myślisz, że to od tego?- spytał z lekką rozpaczą w głosie.
-Nie jestem pewna. Mnie też duch dotknął a nie mam żadnego śladu po tym- dla pewności spojrzałam jeszcze raz na mój ogon.- Może ten twój był w przeszłości jakimś alchemikiem? I wymyślił substancję wybielającą!
-Nie żartuj...pomocy!
-Zabiorę cię do mojej jaskini- stwierdziłam.
-Jak? Nie dam rady lecieć?
-Teleportuję się z tobą- I nim Kren zdążył się odezwać, chwyciłam go w szpony, odbiłam się od ziemi, uniosłam na wysokość około dwóch metrów i skoczyłam w "pomiędzy". Wylądowaliśmy w mojej jaskini.
-Nigdy więcej!- krzyknął Kren kładąc się na podłodze.
-Musi być na to jakaś odtrutka- powiedziałam wąchając zmienione chorobowo miejsca.
-Ta...tylko gdzie?
-Nie wiem, ale... wiem kto będzie to wiedział.
Nic nie mówiąc wyskoczyłam z jaskini w poszukiwaniu pewnej smoczycy, która dość często przebywa w Nocnym Lesie. Po kilku minutach poszukiwań w końcu ją znalazłam.
-Black Night!- krzyknęłam lądując z impetem przed smoczycą.- Potrzebuję twojej pomocy- szybko wytłumaczyłam jej całą sprawę.- Pomożesz?

<Black Night?>

wtorek, 25 czerwca 2013

Ogłoszenie

Celebrant zostaje usunięty z powodu niepisania opowiadań :c
Ale za to witamy dwóch nowych samców c:

/Wasz Alfa Drake

Kren do Ramoth

-Chyba przeleportowałem się - mówiłem w myślach i nagle otworzyłem oczy - gdzie ja jestem?
Byłem w dziwnym miejsc,spojrzałem na swoją łapę była taka dziwnie biała.Robiłem się cały biały.Szybko przeleportowałęm się do Ramoth.
Gdy ją zobaczyłem pobiegłem do niej:
-Ramoth ze mną jest coś dziwnego - powiedziałem jednym tchem
-O matko!- krzykła Ramoth
-Pomóż!
(Ramoth?)

Ramoth do Kenway'a

Spiorunowałam wzrokiem smoka. Wiedziałam, że musi być jednym z nowszych, bo nie za bardzo go kojarzyłam.
-Owszem- powiedziałam dumnie się prostując.- A ty kto?
-Nie wiesz?- spytał. W jego głosie można było wyczuć złośliwość.
-Nie, ale wolałabym wiedzieć jakie smoki mam unikać, żeby znowu nie zostać poturbowanym- powiedziałam z wyższością.
-Poturbowanym? A kto przed chwilą uratował ci życie?
-Gdybyś potrafił latać jak smok nie musiałabym się o nie martwić. A po za tym sama bym sobie dała radę.
-Akurat- prychnął.
Denerwował mnie i to bardzo. Nie chciał podać imienia- proszę bardzo, sama się dowiem. Sięgnęłam w jego stronę myślami i zaraz wiedziałam jak go zwą.
-Kenway. Cóż za cudne imię- powiedziałam z ironią.
Smok spojrzał na mnie ze zdziwieniem, ale zaraz zastąpiła je zwykła obojętność.
-Królewskie- odpowiedział z uśmieszkiem i znowu puścił do mnie oko. Udawałam, że tego nie widzę.
-Samo imię nie robi już ciebie księcia. Żeby nim być trzeba umieć się zachowywać.
-A ty niby potrafisz?
-Na pewnie lepiej niż ty- odpowiedziałam z wyższością.- Przynajmniej uważam jak latam.
-Tak ci się tylko wydaje- powiedział, a na jego pysku wykwit uśmiech typu "spróbuj a się przekonasz".
-Nie mam zamiaru tracić czasu- uprzedziłam go.- A teraz, jeśli pozwolisz, opuszczę twoje wielmożne towarzystwo i zrobię coś pożytecznego, tzn. w końcu coś zjem, bo pewne osoby nie pozwoliły mi tego zrobić wcześniej.
-Czyżby?
Zignorowałam jego pytanie i zaczęłam przygotowywać się do lotu.

<Kenway?>

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Ramoth do Kren'a

Spojrzałam z wściekłością na zbliżające się w naszą stronę upiory. Ryknęłam wyzywająco w ich stronę, ale te nic sobie z tego nie robiły. Nie lubiłam odwrotów... ale teraz nie miałam innego wyjścia.
-Ramoth!- krzyknął Kren.
Spiorunowałam jeszcze raz wzrokiem najbliższego mi ducha i pobiegłam w stronę smoka. Las rósł tu tak gęsto, że nie daliśmy radę lecieć i musieliśmy uciekać na piechotę. Biegliśmy ile sił w nogach, ale zjawy były coraz bliżej. W pewnym momencie wpadliśmy w ślepy zaułek. Wokół nas zacieśniał się krąg duchów. Stanęłam na dwóch łapach, a za mną zrobił to samo Kren. Jednak zjawy nic sobie z tego nie robiły. Ryknęłam wściekła i zalałam kilka upiorów strugami ognia. Gdyby to była istota żywa już byłaby na granicy życia i śmierci. Z tymi potworami jednak nie dało się tak wygrać.
-I co teraz?- spytał Kren, a w jego głośnie usłyszałam nutkę strachu.- Drzewa są za gęsto, nie wylecimy stąd!
-Mówiłeś, że umiesz się teleportować!?- krzyknęłam w jego stronę tak, żeby usłyszał mnie mimo wycia umarłych.
-Mówiłem...
-No to na co czekasz?- spojrzałam na niego i zobaczyłam, że przygotowuje się do teleportacji. Warknęłam ze złością w stronę duchów i skoczyłam w powietrze, aby przejść w "pomiędzy". Jednak nim całkowicie zniknęłam poczułam dziwny chłód na ogonie. Coś jakby dotyk nieumarłego. Próbowały wciągnąć mnie do swojego świata. Nie mogłam się poddać. Otoczyła mnie ciemność. Zaczęłam liczyć...raz...dwa...trzy! Wyleciałam w blasku słońca na polanę przed Nocnym Lasem. Otrzepałam się i spojrzałam w stronę swojego ogona i wtedy mnie wmurowało. Faktycznie, duch chwycił się mnie w czasie mojej teleportacji, ale nie to mnie dziwiło. Zjawa dziwnie się zachowywała. Wiła się w miejscu, kurczyła i trzęsła. Po chwili wybuchła i otoczył mnie maleńki obłoczek dziwnej substancji. Przyjrzałam się uważnie miejscu, gdzie zniknęła, a potem rozejrzałam się dookoła. Chciałam znaleźć Krena...

<Kren, udało ci się uciec?>

Kren do Ramoth

-No to teraz lećmy do - chwilę się zastanawiałem i powiedziałem - do Nocnego lasu
-Podobno tam są duchy i potem się nie da wrócić do domu - powiedziała Ramoth
 -Boisz się?Przecież to tylko mit - powiedziałem spokojnym głosem,ale takim dojrzałym.
-No wiem,to lećmy - powiedziała Ramoth
Wbiliśmy się w ciemne niebo pełne gwiazd.Ramoth jeszcze się trochę popisywała.Gdy wylądowaliśmy usłyszeliśmy dziwne,głośne dźwięki.
-No,a jak nie wrócimy? - zapytała się Ramoth.
-Przecież to tylko legenda - powiedziałem i się zapytałem Ramoth -czy ty wymiękasz?
-Nie!Nigdy! - powiedziała dumnie smoczyca
-Ok,chodźmy
Weszliśmy do lasu było ciemno,chyba nawet była już północ.Gdy szedłem potknełęm się i wylądowałem na czymś dziwnie białym i było to mokre.
-Co to jest? - zapytała się Ramoth.
-Nie wiem,ale chodźmy - odpowiedziałem
Coś białego ciągło się i ciągło,jakby nie miało końca.
I nagle ujrzeliśmy pełno duchów i zjaw.
-Chodźmy lepiej Ramoth -powiedziałem
-Tak - odpowiedziała samica
-Szybko - powiedziałem
(Ramoth?)



Kenway do Ramoth

Wstałem dość wcześnie rano. Postanowiłem udać się na krótki lot nad terenami i tak też zrobiłem. Otworzyłem skrzydła, machnąłem nimi kilka razy i już znajdowałem się wysoko nad drzewami. Była lekka mgła, ale nie przeszkadzało mi to. Leciałem szybko, ale spokojnie jak na mnie. W końcu znudziło mi się i zapikowałem w dół, nurkując pomiędzy drzewami. Leciałem z zawrotną prędkością, omijając przeszkody i prześlizgując się pomiędzy drzewami, aż w końcu znów wzbiłem się wysoko w powietrze. Słońce zaczęło już powoli wschodzić. W pewnym momencie wleciałem w dosyć gęste chmury. Nie przejąłem się tym zbytnio, i zacząłem po prostu lecieć pomiędzy chmurami. Dzięki moim wyostrzonym zmysłom nie robiło to dla mnie żadnej różnicy. Niestety zamyśliłem się lekko, i dopiero w ostatniej chwili zauważyłem, że coś leci w moim kierunku. Nagle zza chmur wyłoniła się smoczyca. Ja zdołałem się lekko przekręcić aby zamortyzować zderzenie, ale ona nie miała zielonego pojęcia o tym, że się tam znajduję. Walnęła we mnie całą siłą swojego ciała i rozpędu, a że musiało to nią porządnie wstrząsnąć, w końcu zaczęła spadać. Westchnąłem, przyłożyłem skrzydła do ciała i zacząłem spadać za nią. Samica próbowała odzyskać równowagę machając skrzydłami, ale była zbyt zdezorientowana. W końcu dosięgnąłem jej i złapałem, po czym otworzyłem skrzydła robiąc z siebie coś w typie spadochronu. Po kilku chwilach smoczyca odzyskała rozum i wyrwała się z moich szpon, po czym zleciała na ziemię, a ja wylądowałem zaraz za nią. Złożyłem skrzydła i uśmiechnąłem się do niej arogancko.
- Następnym razem patrz na to, gdzie lecisz.- rzuciłem, po czym puściłem do niej oczko. To pewnie musiało ją wkurzyć, ale nie dawała tego po sobie poznać. Przypatrzyłem się jej chwilę i już wiedziałem kto to jest.
- ...Ramoth- dodałem, wciąż z pewnym siebie uśmieszkiem.

<Ramoth? wena uciekła i nie chce do mnie wrócić .___.>

niedziela, 23 czerwca 2013

Drake do Strigird

Podszedłem do niej i pomogłem wstać.
- Jednak zaczniemy trening twoich mocy na ziemi. - powiedziałem.
Samica lekko otrzepała się z ziemi. Skinęła łebkiem.
- Chodźmy na Szmaragdowa Polanę.
Ruszyliśmy. Samica szła ze spuszczoną głową. Ja myślałem nad tym czego ją nauczyć. Gdy dotarliśmy na miejsce powiedziałem:
- Ponieważ świetnie władasz mocami światła jestem o ciebie raczej spokojny. - powiedziałem z lekkim uśmiechem.
Samica odwzajemniła uśmiech.
- Więc na początku stwórz gęstą.
Strigird rozejrzała sie dookoła.
- Ale tu nie ma żadnej wody.
- Ty masz stworzyć mgłę z nicości. - rzekłem - to jest jedna z mocy żywiołu mroku.
Popatrzyła na mnie pytająco.
- Patrz.
Stworzyłem wokół nas gęstą czarna mgłę, która przesłoniła świecące słońce, jednak po chwili znikła
- Teraz twoja kolej.
<Stri?>

Black Night do Drake'a

Wyszłam późno z jaskini, aby rozejrzeć się po okolicy oraz, aby rozprostować skrzydła. Leciałam wzdłuż naszej granicy gdy nagle usłyszałam donośny ryk. Nie był to ryk smoka. Poleciałam w stronę gdzie dobiegał tajemniczy odgłos. To co tam zobaczyłam ciężko było opisać! Miało głowę lwa, kozła i smoka! Zamiast ogona miał tułów węża, skrzydła nietoperza i tylnie nogi konia! Lecz najbardziej przypominał lwa.
<Chimera! Lepiej się do niej nie zbliżać...> - pomyślałam sobie i pędem leciałam w stronę jaskini Drak'a. Gdy doleciałam na miejsce omal nie uderzyłam łbem o ziemię.
- Drake! - krzyknęłam. - Wstawaj! Musisz to zobaczyć! Szybko!
- Kto... - powiedział zaspanym głosem smok podnosząc się i spoglądając wszędzie. - Black. Co ty tutaj robisz? Jest...
- Druga nad ranem. - dokończyłam za niego. - Choć ze mną!
- Ale jest tak wcześnie... Nie możesz zaczekać z tym do rana.
- Jeżeli chimery można ,,odłożyć" do rana...
- CHIMERY!? - zapytał nieco bardziej rozbudzony Drake. - Co? Gdzie one są?
- Nie do końca ,,one" - chwyciłam go za słowo. - Tylko jedna.
- Jedna to tak jakby było ich tuzin! Zbierz wszystkich zwiadowców i myśliwych. Ty też lecisz. Pokażesz nam gdzie jest ta chimera.
- Tak jest.
Zgodnie z poleceniem zwołałam wszystkich. Trochę czasu zajęło mi wybudzenie ich wszystkich, ale w końcu się udało. Drake opowiedział im o celu tego ,,spotkania" i wszyscy zaczęliśmy lecieć w tronę kryjówki chimery. Gdy dolecieliśmy na miejsce nasz alfa zauważył stwora lecz nie wydał rozkazu do ataku.
- To zbyt niebezpieczne! - powiedział. - Musimy mieć plan...
- Trzeba działać! - krzyknęłam i zaczęłam lecieć w stronę chimery.

<Drake dokończysz?>