Spojrzałam z wściekłością na zbliżające się w naszą stronę upiory.
Ryknęłam wyzywająco w ich stronę, ale te nic sobie z tego nie robiły.
Nie lubiłam odwrotów... ale teraz nie miałam innego wyjścia.
-Ramoth!- krzyknął Kren.
Spiorunowałam jeszcze raz wzrokiem najbliższego mi ducha i pobiegłam w
stronę smoka. Las rósł tu tak gęsto, że nie daliśmy radę lecieć i
musieliśmy uciekać na piechotę. Biegliśmy ile sił w nogach, ale zjawy
były coraz bliżej. W pewnym momencie wpadliśmy w ślepy zaułek. Wokół nas
zacieśniał się krąg duchów. Stanęłam na dwóch łapach, a za mną zrobił
to samo Kren. Jednak zjawy nic sobie z tego nie robiły. Ryknęłam
wściekła i zalałam kilka upiorów strugami ognia. Gdyby to była istota
żywa już byłaby na granicy życia i śmierci. Z tymi potworami jednak nie
dało się tak wygrać.
-I co teraz?- spytał Kren, a w jego głośnie usłyszałam nutkę strachu.- Drzewa są za gęsto, nie wylecimy stąd!
-Mówiłeś, że umiesz się teleportować!?- krzyknęłam w jego stronę tak, żeby usłyszał mnie mimo wycia umarłych.
-Mówiłem...
-No to na co czekasz?- spojrzałam na niego i zobaczyłam, że przygotowuje
się do teleportacji. Warknęłam ze złością w stronę duchów i skoczyłam w
powietrze, aby przejść w "pomiędzy". Jednak nim całkowicie zniknęłam
poczułam dziwny chłód na ogonie. Coś jakby dotyk nieumarłego. Próbowały
wciągnąć mnie do swojego świata. Nie mogłam się poddać. Otoczyła mnie
ciemność. Zaczęłam liczyć...raz...dwa...trzy! Wyleciałam w blasku słońca
na polanę przed Nocnym Lasem. Otrzepałam się i spojrzałam w stronę
swojego ogona i wtedy mnie wmurowało. Faktycznie, duch chwycił się mnie w
czasie mojej teleportacji, ale nie to mnie dziwiło. Zjawa dziwnie się
zachowywała. Wiła się w miejscu, kurczyła i trzęsła. Po chwili wybuchła i
otoczył mnie maleńki obłoczek dziwnej substancji. Przyjrzałam się
uważnie miejscu, gdzie zniknęła, a potem rozejrzałam się dookoła.
Chciałam znaleźć Krena...
<Kren, udało ci się uciec?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz