Spiorunowałam wzrokiem smoka. Wiedziałam, że musi być jednym z nowszych, bo nie za bardzo go kojarzyłam.
-Owszem- powiedziałam dumnie się prostując.- A ty kto?
-Nie wiesz?- spytał. W jego głosie można było wyczuć złośliwość.
-Nie, ale wolałabym wiedzieć jakie smoki mam unikać, żeby znowu nie zostać poturbowanym- powiedziałam z wyższością.
-Poturbowanym? A kto przed chwilą uratował ci życie?
-Gdybyś potrafił latać jak smok nie musiałabym się o nie martwić. A po za tym sama bym sobie dała radę.
-Akurat- prychnął.
Denerwował mnie i to bardzo. Nie chciał podać imienia- proszę bardzo,
sama się dowiem. Sięgnęłam w jego stronę myślami i zaraz wiedziałam jak
go zwą.
-Kenway. Cóż za cudne imię- powiedziałam z ironią.
Smok spojrzał na mnie ze zdziwieniem, ale zaraz zastąpiła je zwykła obojętność.
-Królewskie- odpowiedział z uśmieszkiem i znowu puścił do mnie oko. Udawałam, że tego nie widzę.
-Samo imię nie robi już ciebie księcia. Żeby nim być trzeba umieć się zachowywać.
-A ty niby potrafisz?
-Na pewnie lepiej niż ty- odpowiedziałam z wyższością.- Przynajmniej uważam jak latam.
-Tak ci się tylko wydaje- powiedział, a na jego pysku wykwit uśmiech typu "spróbuj a się przekonasz".
-Nie mam zamiaru tracić czasu- uprzedziłam go.- A teraz, jeśli
pozwolisz, opuszczę twoje wielmożne towarzystwo i zrobię coś
pożytecznego, tzn. w końcu coś zjem, bo pewne osoby nie pozwoliły mi
tego zrobić wcześniej.
-Czyżby?
Zignorowałam jego pytanie i zaczęłam przygotowywać się do lotu.
<Kenway?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz