piątek, 26 kwietnia 2013

Riko do Drake'a

Zanim jeszcze nastał nowy dzień wyruszyłem w dalszą drogę w poszukiwaniu nowego domu. Księżyc mi świadkiem, wzbiłem się w powietrze i udałem się w kierunku północnym, do krain, w których jeszcze nie byłem a w mojej głowie ukazywały się jako szare plamy. Minęły tylko trzy dni od czasu, kiedy dałem nogę ze starego stada i pogoń z pewnością siedziała mi na ogonie. W tym wypadku nie mogłem dłużej zwlekać i choćby to przypłacić zmęczeniem cały czas posuwałem się naprzód świadomy smutnego faktu, iż mnie i wysłanych przez ojca sług dzieliły najwyżej dwa dni drogi. Odkąd uciekłem nie robiłem wielu postojów, trzy dni ciężkiego machania skrzydłami i łapami i wyłącznie kilka godzin snu podczas wszelkich niedługich przerw. Na początku nie było to nic wielkiego jednak w świetle obecnej sytuacji nie dawałem dłużej rady. Chciałem dotrwać przynajmniej do rana. Cały czas napinałem mięśnie, nie myślałem o bólu, by w końcu zobaczyć na horyzoncie wyłaniającą się zza gór złotą kulę. Czas dłużył mi się okropnie i byłem wielce rad, kiedy mogłem dać odpocząć sobie i skrzydłom. Wylądowałem na rozległej zielonej polanie, widząc niedaleko sporą jaskinię, w której mógłbym odpocząć. Zanim jednak zdążyłem tam wejść usłyszałem za sobą łupnięcie jakiejś łapy. Odwróciłem się zaniepokojony patrząc w oczy większemu od siebie smokowi.
-To twój teren? - wyjąkałem szykując się do dalszego lotu.
<Drake? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz