Zanim jeszcze nastał nowy dzień wyruszyłem w dalszą drogę w poszukiwaniu
nowego domu. Księżyc mi świadkiem, wzbiłem się w powietrze i udałem się
w kierunku północnym, do krain, w których jeszcze nie byłem a w mojej
głowie ukazywały się jako szare plamy. Minęły tylko trzy dni od czasu,
kiedy dałem nogę ze starego stada i pogoń z pewnością siedziała mi na
ogonie. W tym wypadku nie mogłem dłużej zwlekać i choćby to przypłacić
zmęczeniem cały czas posuwałem się naprzód świadomy smutnego faktu, iż
mnie i wysłanych przez ojca sług dzieliły najwyżej dwa dni drogi. Odkąd
uciekłem nie robiłem wielu postojów, trzy dni ciężkiego machania
skrzydłami i łapami i wyłącznie kilka godzin snu podczas wszelkich
niedługich przerw. Na początku nie było to nic wielkiego jednak w
świetle obecnej sytuacji nie dawałem dłużej rady. Chciałem dotrwać
przynajmniej do rana. Cały czas napinałem mięśnie, nie myślałem o bólu,
by w końcu zobaczyć na horyzoncie wyłaniającą się zza gór złotą kulę.
Czas dłużył mi się okropnie i byłem wielce rad, kiedy mogłem dać
odpocząć sobie i skrzydłom. Wylądowałem na rozległej zielonej polanie,
widząc niedaleko sporą jaskinię, w której mógłbym odpocząć. Zanim jednak
zdążyłem tam wejść usłyszałem za sobą łupnięcie jakiejś łapy.
Odwróciłem się zaniepokojony patrząc w oczy większemu od siebie smokowi.
-To twój teren? - wyjąkałem szykując się do dalszego lotu.
<Drake? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz