poniedziałek, 17 czerwca 2013

Karou do Bloowen I Rika

Obie smoczyce wzbiły się w powietrze i odleciały. No cóż, czego ja się mogłam spodziewać po narażeniu kogoś na atak gryfa, a później jeszcze zwaleniu go na ziemię z około 60 metrów. Tak, straszna, niebezpieczna Karou znowu prawie kogoś zabiła. Mruknęłam coś do siebie pod nosem, po czym otworzyłam skrzydła i poleciałam w jakieś ciche miejsce, aby jeszcze bardziej przygnębić się samotnością.
Po jakimś czasie znalazłam cudowną, niemalże niebieską polanę, całą usłaną błękitnymi kwiatkami. Po środku znajdowało się małe drzewko, usiadłam więc w jego cieniu i włączyłam swoją przezroczystość. Lubiłam być przezroczysta. Przez to mogłam widzieć kogoś, podczas gdy ten ktoś nie widział mnie. To dawało mi jakąś przewagę, i po prostu czułam się bezpieczniej. Nagle usłyszałam głosy i dźwięk skrzydeł uderzających o powietrze. Z lasu wyłoniły się dwa smoki- jeden był czarno-biały, a drugi to Bloowen. Schowałam się bardziej w cieniu, przyglądając się im i nasłuchując. Smok-pingwin(nie miałam jak inaczej go nazwać) zaczął robić w powietrzu najdziwniejsze akrobacje, a Bloowen w końcu poszła w jego ślady. Na początku chciałam prychnąć, i odlecieć, ale nie mogłam. Siedziałam tam i gapiłam się na to, jak oni przecinają powietrze, rysując na niebie najprzeróżniejsze figury i wzory. Po prostu im zazdrościłam. Tak jak wszystkim innym, którzy mieli na tyle wielkiego farta, żeby móc się śmiać, i cieszyć życiem, i robić to wszystko co można robić, kiedy ma się zaje*iste życie. Cóż, trudno się dziwić że nie masz nikogo, Karou, skoro za każdym razem albo kogoś odstraszasz swoim "świetnym" charakterkiem, albo próbujesz kogoś zabić. Brawo. Nagle poczułam, że coś przebija moją skórę i wpija się w moje ciało. Odwróciłam się i na ogonie zobaczyłam małego, kudłatego stworka, który wyglądałby całkiem uroczo, gdyby nie to, że trzymał swoje ząbki tam, gdzie nie trzeba. Po prostu wzbiłam się w powietrze i zaczęłam odprawiać jakiś dziki taniec, który składał się głównie z szamotania się w powietrzu i wywijania ogonem. Musiałam jakoś strącić z siebie to coś, ale niestety, bez skutku. W końcu wzięłam wielki rozmach i machnęłam ogonem z taką siłą, że stworek przeleciał tuż nad głową Bloowen. Kurczę, zupełnie zapomniałam że oni tam są... nie byłam już niewidzialna, a oni musieli wisieć w powietrzu przez kilka dobrych chwil, bo po ich minach widziałam, że pewnie zobaczyli całą cudowną scenę. Tak, zaraz pewnie zaprowadzą mnie do szamana i powiedzą, że jakieś demony mnie opętały. Kiepski przykład jak na kogoś, kto demonem już jest. A tak w ogóle, to po co mieliby się w ogóle tym przejąć? Co ci, Karou, strzeliło do głowy? Zaraz po prostu odlecą, i do końca życia upewnią się, że są od ciebie w odległości przynajmniej 20 metrów. Popatrzyłam się na nich. Wciąż tam byli, zamurowani.

<Bloowen, Riko? sorry za tego smoka pingwina, będziesz chyba musiał wybaczyć za to Karou xD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz