Obie smoczyce wzbiły się w powietrze i odleciały. No cóż, czego ja się
mogłam spodziewać po narażeniu kogoś na atak gryfa, a później jeszcze
zwaleniu go na ziemię z około 60 metrów. Tak, straszna, niebezpieczna
Karou znowu prawie kogoś zabiła. Mruknęłam coś do siebie pod nosem, po
czym otworzyłam skrzydła i poleciałam w jakieś ciche miejsce, aby
jeszcze bardziej przygnębić się samotnością.
Po jakimś czasie znalazłam cudowną, niemalże niebieską polanę, całą
usłaną błękitnymi kwiatkami. Po środku znajdowało się małe drzewko,
usiadłam więc w jego cieniu i włączyłam swoją przezroczystość. Lubiłam
być przezroczysta. Przez to mogłam widzieć kogoś, podczas gdy ten ktoś
nie widział mnie. To dawało mi jakąś przewagę, i po prostu czułam się
bezpieczniej. Nagle usłyszałam głosy i dźwięk skrzydeł uderzających o
powietrze. Z lasu wyłoniły się dwa smoki- jeden był czarno-biały, a
drugi to Bloowen. Schowałam się bardziej w cieniu, przyglądając się im i
nasłuchując. Smok-pingwin(nie miałam jak inaczej go nazwać) zaczął
robić w powietrzu najdziwniejsze akrobacje, a Bloowen w końcu poszła w
jego ślady. Na początku chciałam prychnąć, i odlecieć, ale nie mogłam.
Siedziałam tam i gapiłam się na to, jak oni przecinają powietrze,
rysując na niebie najprzeróżniejsze figury i wzory. Po prostu im
zazdrościłam. Tak jak wszystkim innym, którzy mieli na tyle wielkiego
farta, żeby móc się śmiać, i cieszyć życiem, i robić to wszystko co
można robić, kiedy ma się zaje*iste życie. Cóż, trudno się dziwić że nie
masz nikogo, Karou, skoro za każdym razem albo kogoś odstraszasz swoim
"świetnym" charakterkiem, albo próbujesz kogoś zabić. Brawo. Nagle
poczułam, że coś przebija moją skórę i wpija się w moje ciało.
Odwróciłam się i na ogonie zobaczyłam małego, kudłatego stworka, który
wyglądałby całkiem uroczo, gdyby nie to, że trzymał swoje ząbki tam,
gdzie nie trzeba. Po prostu wzbiłam się w powietrze i zaczęłam odprawiać
jakiś dziki taniec, który składał się głównie z szamotania się w
powietrzu i wywijania ogonem. Musiałam jakoś strącić z siebie to coś,
ale niestety, bez skutku. W końcu wzięłam wielki rozmach i machnęłam
ogonem z taką siłą, że stworek przeleciał tuż nad głową Bloowen. Kurczę,
zupełnie zapomniałam że oni tam są... nie byłam już niewidzialna, a
oni musieli wisieć w powietrzu przez kilka dobrych chwil, bo po ich
minach widziałam, że pewnie zobaczyli całą cudowną scenę. Tak, zaraz
pewnie zaprowadzą mnie do szamana i powiedzą, że jakieś demony mnie
opętały. Kiepski przykład jak na kogoś, kto demonem już jest. A tak w
ogóle, to po co mieliby się w ogóle tym przejąć? Co ci, Karou, strzeliło
do głowy? Zaraz po prostu odlecą, i do końca życia upewnią się, że są
od ciebie w odległości przynajmniej 20 metrów. Popatrzyłam się na nich.
Wciąż tam byli, zamurowani.
<Bloowen, Riko? sorry za tego smoka pingwina, będziesz chyba musiał wybaczyć za to Karou xD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz