Wyleciałam z mojej jaskini tak szybko jak strzała wystrzela z
naciągnięstej cięciwy. Dzięki pomocy Chanel moje skrzydło znów było w
pełni swoich możliwości, a łapa też już wracała do siebie. Tego było mi
trzeba od wielu dni- przyjemnego lotu i pełnego brzucha. Chciałam
polecieć tam, gdzie wcześniej znalazł mnie Drake. To miejsce było po
prostu ujmujące. Ta rzeka... była taka kolorowa... Nagle usłyszałam za
sobą dźwięk skrzydeł bijących o powietrze. Kątem oka dostrzegłam kilka
czarnych piór. Zapikowałam w dół, niemalże spadając, jednak zaraz nad
ziemią poderwałam się do góry i zanurkowałam w lesie. Próbowałam wykiwać
tego... no, kimkolwiek on był, ale niestety, przynosiło to niezbyt duże
efekty. W końcu natknęłam się na ślepy zaułek. Wszędzie pomiędzy
drzewami wisiały poplątane gałęzie błyszczy i nieliczne liany. W końcu
usłyszałam za sobą kroki i odwróciłam się gwałtownie.
-Przestań mnie śledzić, dobra?- fuknęłam.
<Noo, kim jesteś ktosiu? brak weny x] >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz